Dwie klacze w bananowej łódce (nie licząc smoka)



[comedy]


Opis: Pozornie prosta sprawa związana z przygotowaniem śniadania przybiera szalony obrót, gdy Twilight i Pinkie na własnych skórach przekonują się, jak ciężko obrać banana.

————–
Niespodziewajka! Przedstawiam wam tłumaczenie krótkiej, acz zwariowanej komedii, po której już nigdy nie spojrzycie tak samo na pewien zakrzywiony owoc.

Tak, wiem, „aTOM, bucu, zająłbyś się lepiej CRISIS’em, a nie tłumaczysz jakieś dziewięciostronowce!” <rozwścieczony motłoch z widłami głośno wykrzykuje swoją dezaprobatę> Ale zrobiłem takiego szybkęsa, bo w poprawkach znowu przestój :/

Rozdział XVI: Incydent poprawiony!

Prawo Murphy’ego działa. Chwilę po publikacji rozdziału XXVII, ukazał się poprawiony rozdział XVI, za którego modyfikowanie od razu się wziąłem i który właśnie oddaję w wasze ręce. Lista zmian oczywiście w Dzienniku. Ogólnie – jest szybciej, więcej, straszniej.

Luno, jak ja ubóstwiam dokonywać translacji oracji Starlight.

Rozdział XXVII: Impertynencja

Stron: 69
Liczba słów: 25670

Twierdzisz, że nie dam rady cię zaskoczyć? Czyli pewnie spodziewałeś się tego!


—–

Translacja uzależnia. Nie wiem, czemu to robię, tym bardziej, że lada moment pojawi się poprawiony oryginalny rozdział XVI. Ale mniejsza o to. Modyfikacje idą ekipie Ganona dość wolno, więc postanowiłem mimo wszystko posłać kolejny rozdział (a co będzie tak leżał bezużytecznie na dysku). Fabularnie nic się nie posuwa w przód, więc niech wam chociaż umili czekanie.

No i krótka informacja, a właściwie powtórzenie pewnej wcześniejszej: szukam dwóch osób chętnych do przejrzenia poprawionych oraz już-wkrótce-poprawionych rozdziałów pod kątem gramatycznym oraz stylistycznym. Jeśli ktoś jest zainteresowany, niech napisze jakiś kontakt w komentarzach.

Znienacka posyłam kolejny fragmencik
Zaczyna brakować mi takich, co nie zdradzają zbytnio fabuły.


———————-
– Jeszcze raz – zakomunikowała stanowczo Tick Tock.
– Jesteś pewna? Nie musisz się tak przemęczać. I tak robisz szybsze postępy niż przeciętny kucyk. Zasłużyłaś na przerwę – stwierdziła Twilight, po czym zaśmiała się. – Ha, i to ja ci to mówię! Kiedy sama uczyłam się tego zaklęcia, często zapominałam o jedzeniu, i prawie nie spałam. Ale raczej nie powinnaś brać ze mnie przykładu, bo właśnie takie rzeczy sprawiły, że nie miałam czasu poznać żadnych przyjaciół za młodu.
Czasomistrzyni burknęła i ustawiła się.

– Nie. Chcę się tego nauczyć. Muszę się tego nauczyć. Tu nie chodzi o jakiś przeklęty egzamin, tylko o przydatność. Oraz moją dumę.

– Skoro nalegasz.

Tick Tock wzięła głęboki oddech i oczyściła umysł z wszystkiego, co mogłoby ją rozpraszać. Nie czuła delikatnego wiatru w swojej grzywie. Nie zwracała uwagi na wciąż pokrytą poranną rosą trawę pod nogami. Ciepło słońca nie istniało. Wokół nie było niczego, poza spokojem. W jej głowie pojawił się znaczony kawałek ziemi, znajdujący się niedaleko przed nią. Po chwili sama stała na tamtym miejscu. Skupiła się, wyobraziła, że ten obraz staje się rzeczywistością, po czym aktywowała róg i rzuciła zaklęcie. Przez sekundę poczuła, jakby jej ciało zostało podpalone.

Chwilę później powoli otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka, nie było widać żadnej różnicy. Zaraz potem zauważyła, że Twilight stała jakieś pół metra za nią. Gdy podniosła nogę, zobaczyła niebieską poświatę na trawie. Nie osiągnęła co prawda celu – ten nadal znajdował się kilkanaście centymetrów przed nią – ale prawie się jej udało. Na jej twarzy wyrysował się szeroki uśmiech.

– Aha! Miałaś rację, Twilight, idzie mi coraz… lepiej?

Twilight zdała się jej nie słyszeć, wpatrując się w coś na dziedzińcu ogrodu. Jej szczęka była lekko opadnięta. 
Tick Tock prychnęła, zirytowana faktem, że fioletowa klacz przegapiła właśnie jej największy postęp od dwóch dni. Podeszła do niej.

– Twilight, co na Equestrię cię tak zacie…

Jednorożec chwycił głowę Tick Tock i skierował w stronę tego, na co właśnie patrzył. 
Szczęka Czasomistrzyni także opadła.

– O cholera…

Bitwa o Żurawinowe Wzgórze, część III [aktualizacja]:

[normal] [comedy]

przekład: aTOM

korekta: JeT.Wro


Opis: Zima zawitała do Ponyville, a Diamond Tiara została królową Wzgórza. Czy Liga Zdobywców Znaczków zdoła odbić śnieżna fortecę z jej kopyt?

Tagi w zasadzie mówią wszystko. Jeśli macie ochotę w przerwie między sezonami poczytać sobie coś, co mogło by po drobnych modyfikacjach służyć za scenariusz dobrego odcinka MLP, to serdecznie zapraszam do lektury tego opowiadania 🙂
————

Prawie zapomniałem ustawić tu publikację 😛 Miłego czytania życzę, a ja spadam do Niemiec na kilka dni. Trzymajcie się!

Jeden rok. Pięćdziesiąt dwa tygodnie. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni.

Sam nie wierzę, że tyle czasu już tłumaczę/poprawiam ten fanfik. Co prawda oficjalny termin „rocznicy” jest pierwszego maja, ale jako że wyjeżdżam na cały przyszły tydzień i będę najpewniej pozbawiony dostępu do neta, niniejszym przyśpieszam obchody 😉

Po kolei, w takim razie:

1. Tutaj macie obiecany, dłuższy fragment jednego z rozdziałów. Od razu zaznaczam, że jeśli chodzi o główną oś fabularną, to akcja nie posuwa się do przodu nawet o centymetr. W zamian macie trochę humoru na odprężenie.


2. Nie zapomniałem o wersji książkowej, którą cały czas mam w planach. Mały dowód: Chaos

Jest to wstępna wersja (w dodatku w fatalnej jakości, wiem), ale daje pewną orientację tego, czego można się spodziewać (tak, jestem minimalistą). Obecnie trwa też ostateczne już poprawianie rozdziałów I-XV. Jeszcze raz z tego miejsca dziękuję każdemu, kto znalazł jakikolwiek (nawet mały) błąd, dzięki czemu mogłem go potem naprawić.

W związku z powyższym, krótka prośba: jeśli jest ktoś, kto zajmował się już kiedyś czym takim jak druk książki, uprzejmie proszę o kontakt przez komentarze.

3. Akcja „modyfikacje” nadal trwa, nadal nie wiem, kiedy się skończy, i nadal nie wiem, kiedy znowu zaczną się kolejne publikacje. Już jednak ogłaszam, że będę potrzebował jeszcze jednego-dwóch prereaderów do sprawdzenia „zaktualizowanych” rozdziałów pod kątem językowym (literówki, interpunkcja, itp.). Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę o napisanie tego w komentarzach.

Rozdział XXIII został poprawiony!

Lista zmian oczywiście znajduje się w dzienniku. Najważniejsza scena w rozdziale nie uległa właściwie żadnym zmianom, więc ponowne czytanie nie jest obowiązkowe. Mimo to zachęcam 😉

A z innych wieści: trzeci rozdział Żurawinki jest także skończony. Powinien pojawić się na FGE w przyszłym tygodniu.

Z przyjemnością ogłaszam, że poprawki do najdłuższego rozdziału, XIX, zostały wprowadzone.

Dokładną ich listę możecie znaleźć w dzienniku tłumacza. Przede wszystkim, rozdział uległ skróceniu o niemal 10 stron. Najważniejsza zmiana dotyczy historii świata oraz tytułowej „iluminacji” Powierniczek. Zapraszam do (ponownego) czytania! 🙂

Jak Luna da, to jutro zmodyfikowany zostanie rozdział XXIII. A potem (mam nadzieję) kolejne części. Wszystko, aby dać wam jak największą przyjemność z lektury tego fika.

Postęp tłumaczenia i inne wieści: [aktualizacja!]

– rozdział XXIV został zakończony
– wprowadzanie poprawek do rozdziałów XIX oraz XXIII
– w międzyczasie tłumaczone są te fragmenty rozdziałów XXVII-XXIX, które nie ulegną większym modyfikacjom. Wszystko w celu przyśpieszenia ich publikacji
– ekipa odpowiedzialna za audioplay nie próżnuje. Poniżej macie dowód. Nigdy nie słuchałem audiobooków, ale na ten się już doczekać nie mogę:

[Forza] The Journey Begins~ Crisis: Equestria


A tu macie fragmencik z jedną z Mean Six. Pochodzi z najbrutalniejszego w moim odczuciu rozdziału. Ale i też jednego z najlepszych.

——————-
Pegaz, który ukrył się w sąsiednim pokoju, wyjrzał zza rogu po oddaniu strzału. Grayscale prychnęła i machnęła znowu skrzydłami.

Rozległo się chorobliwe trzaśnięcie, a żołnierz padł na ziemię, gdy jego nogi się złamały. Upuścił on swój pistolet, który wylądował w przeciwległym rogu pomieszczenia.

Szaroniebieska klacz podleciała do kucyka i zaczęła okrążać jego połamane ciało. Próbował doczołgać się do miejsca, gdzie spadła broń. Nadepnęła na jedno z jego skrzydeł, miażdżąc je. Żołnierz zawył z bólu, ale nadal pełzł w stronę pistoletu.

– Czemu jesteś taki uparty? – spytała.

Podeszła do niego od przodu i klęknęła tak, aby spojrzeć mu prosto w oczy. Jego wizjer ukrywał twarz, ale Grayscale wiedziała, że jest przerażony. Cały się trząsł.

– To przecież bez znaczenia, wiesz? Próbujesz bronić swojego życia, choć pewnego dnia i tak się skończy. Ochraniasz swój dom, mimo że ten kiedyś i tak zniszczeje i się zawali. Czemu więc się tak starasz?

Milczał, cały czas posuwając się powoli w przód. Klacz mruknęła i przyłożyła kopytko do jego głowy.

– Nawet mimo tego, że nie masz szans, cały czas próbujesz. Niektórzy uznali by cię za odważnego. Inni za głupiego. A ja? – Podniosła nogę. – Zresztą, czy to, co myślę, ma jakieś znaczenie?

Opuściła nogę w dół, miażdżąc mu czaszkę.