Wraz z jasnym błyskiem i pstryknięciem, niebieski jednorożec, odziany w olśniewającą srebrem zbroję, pojawił się pośrodku niewielkiego płaskowyżu na szczycie skalistego wzgórza. Sekundę później, przy jego boku pojawiły się kolejne trzy kucyki. Dwa z nich, Pinkie Pie oraz Applejack, oddaliły się o kilka chwiejnych kroków, nim odzyskały równowagę. Trzecia klacz, Fireburst, padła na ziemię, dysząc ciężko.
– Wszystko gra, Fireburst? – spytała lekko chichocząc Applejack. Podeszła do lekko otumanionego jednorożca i poklepała go po grzbiecie. – Wyglądasz, jakbyś właśnie zlazła z kolejki górskiej.
– Wybacz. – Fireburst przetarła usta i zaśmiała się nerwowo. – To była moja pierwsza teleportacja w życiu. Czy to normalne, że wszystko smakuje kolorowo? Bo czuję w ustach róż. Albo czerwony, sama nie wiem.
– Chyba jednak bardziej czerwony, jak tak o tym sama myślę. Prawdę mówiąc, jestem przyzwyczajona do teleportów Twilight. Choć one smakują bardziej jak… fiolet, zdaje się.
– Z lekką nutką barwinkowego – dodała Pinkie. Oblizała następnie wargi. – Mmm… barwinki…
– Taa – prychnęła Fireburst. – Zda mi się to dziwne, że teleportacja zostawia w ustach smaki kolorów. Nie znudzi się to po pewnym czasie?
– Ja się powoli przyzwyczajam do tych różnych odczuć dzięki temu całego teleportowaniu – zachichotała Pinkie. – Uwielbiam poznawać nowe smaki! Ach, gdybym tylko umiała robić babeczki o smaku poszczególnych barw. Może udałoby mi się nawet zrobić babeczki o smaku tęczy! Dashie na pewno by je polubiła.
Powierniczka Uczciwości pokręciła głową.
– A ona znowu myśli tylko o deserach. Jeszcze nawet nie ma pory obiadowej. – Klacz westchnęła i zwróciła się ku towarzyszącemu im ogierowi, który stał z kamienną miną. – Dzięki wielkie za teleportowanie nas, panie… um, sir Leafie – powiedziała, wyciągając ku niemu kopyto. – Zaoszczędziłeś nam sporo czasu.
– De rien – odparł ogier, chwytając kopytko Applejack. Jego mocny uścisk zaskoczył farmerkę. – Spotkacie się z votre connaissance u podnózia tej góhy – wskazał za pomarańczową klacz – pas loin d’ici… niedaleko stąd.
Jednorożec odwrócił się i podszedł ku krawędzi płaskowyżu.
– Maintenant, muszę się poziegnać. Czekają na mnie inni clientèle. – Ukłonił się nisko. – Au revoir, mesdames.
Jego róg zaczął jaśnieć, a zaraz potem ogier zniknął, zostawiając trójkę klaczy samą.
——————————
Tak jest, to, co widzicie powyżej, to drobny kawałek rozdziału XXXV, o polskim tytule roboczym „Iluzyjność”. I owszem, oryginalny rozdział nie miał jeszcze oficjalnej premiery (ta najpewniej w poniedziałek, razem z pewną niespodzianką).
Translacja już się pomału rozpoczęła… a zacznie się na dobre, jak tylko ochłodnę po lekturze. Poprzedni rozdział urywał skrzydła. Ten urwie wam całą resztę. Applejack kontra Curacao oraz Red Velvet kontra Pinkie Pie. Do tego niesamowite plot-twisty oraz piosenka i żarty słowne, przez które już zacząłem gryźć klawiaturę i rwać włosy z głowy.
Ale który poniedziałek? Zgaduje ze następny?
W ten poniedziałek angielska wersja ma powędrować na EqD. Tłumaczenie ukaże się… cóż, wolę nie rzucać terminami. Fajnie by było zrobić wam prezent na Dzień Dziecka 😛 Ale to będzie bardzo trudne, biorąc pod uwagę ilość pułapek na tłumacza, jakie znajdują się w tej części.
TAAAK! W końcu się doczekaliśmy! aTOM jak zawsze się nie opie*dziela tylko tłumaczy jeszcze przed premierą ;D. Wyczekujemy z niecierpliwością kolejnego świetnego tłumaczenia świetnego rozdziału.
P.S. „Jego róg zaczął jaśniej” – brakuje świecić.
Ma się te wtyki 😛 Choć autorzy zaskoczyli mnie mocno, bo spodziewałem się kolejnego rozdziału dopiero za jakieś dwa tygodnie.
Fragment był przełożony na szybko, więc mogą tam być drobne błędy. To „nieopierdzielanie się” już kosztowało mnie ze trzy garści włosów z głowy, bo piosenka, którą autor wrzucił w jedno miejsce jest niebotycznie piękna, lecz od trzech godzin się z nią już męczę.
Nareszcie nowy rozdział 😀
„…żarty słowne, przez które już zacząłem gryźć klawiaturę i rwać włosy z głowy.”
Hehe, wierz lub nie, ale wiem jak to jest 😛
… Czekam na to już od dawna. Różowa apokalipsa nadchodzi okraszona piosenką. Będzie co rysować.
Mam nadzieję, że lubisz stare kreskówki oraz wiesz, co znaczy „Kaio-ken” :] Bo to, co Pinkie wyczynia w trakcie tego rozdziału miażdży wszystkie poprzednie.
Ech, miało się ten RTL7. Moim marzeniem nadal pozostaje armia różowych klonów w pomarańczowych kombinezonach narciarskich, ale SSJ tez może być. (Po cichu liczę na Ozaru)
O KURDE O KURDE!! Świetny kawałek!! Już się doczekać niemoge… Dzięki aTOM… BTW… Na razie jestem( jeszcze tydzień ) w sanatorium ale dalej oczekuje – i ludzie też – na możliwość zlektorowania kolejnego rozdziału CE 🙂
A ja mam dziwną schizę że Fireburst.. albo nie, jeszcze okaże się że to prawda..
BTW Curie wraca hurray.. No i zawsze nowy rozdzaił to jakieś pocieszenie po zakończonym 4 sezonie..
Jakbym miała czas na czytanie o bym się jarała. Geez, aTOM, skąd ty bierzesz czas na tłumaczenie/czytanie?
On nie ma twarzoksiążki :v
Ryjoksięgę mam. Ale za to usunąłem wszystkie gry z kompa 😛 A tak na serio – na hobby zawsze znajdzie się czas. Zwłaszcza na tak nienormalne, jak tłumaczenie historii o małych, pastelowych salcesonach xD